Jest takie powiedzenie, że jesteś tym co jesz!

Począwszy od wyprawy do Ameryki Południowej w 2004 roku, na każdą kolejną wyprawę (dotychczas ponad 20) zabieram jedzenie liofilizowane. Jadłem potrawy grubo ponad 10 różnych marek. W zależności od długości wyjazdu i zapotrzebowania na kalorie zabieram od 5 do 30 sztuk liofilizatów.

Kirgistan 2006

Nie będę opisywał procesu jak powstaje i jak przygotować jedzenie liofilizowane (te informacje są dostępne), chciałbym przekazać moje spostrzeżenia i odczucia dotyczące lifilizatów marki Mountain House .

Przywiązuję dużą wagę do jakości mojego pożywienia, ale muszę też szczerze zaznaczyć, że nie należę do osób szczególnie wybrednych. Dlatego podkreślam, że poniższe opinie to moja subiektywna ocena.

Wyprawa, na której miałem przyjemność (tak tak – przyjemność :-)) zajadać się liofilizatami Mountain House, to moja niedawna wyprawa na Grenlandię .

Byliśmy 3 osobowym zespołem i mieliśmy 5 różnych firm z jedzeniem liofilizowanym. Gdy moi towarzysze jedząc swoje obiady krzywili się za każdym razem, ja wyciągałem na “chybił-trafił” dowolną porcję Mountain House i zjadałem ją ze smakiem. Czasem dzieliłem się z chłopakami i stąd wiem, że Mountain House smakował im zdecydowanie lepiej. I to ich opinia jest dla mnie najcenniejsza.

Mountain House ma wszystkie cechy dobrego wyprawowego jedzenia, a więc również dobre opakowanie:

  • jechało ze mną przez pół świata razem z nartami, rakami i sprzętem, a tylko jeden worek był delikatnie przecięty
  • po zalaniu wrzątkiem można je łatwo postawić i szczelnie zamknąć specjalną listwą

Jak już wspomniałem nie jestem przesadnie wybredny i testowałem tylko 4 smaki :

  • MH Makaron z sosem lasagne/Pasta with Lasagne 194g 6 szt.
  • MH Kurczak korma z ryżem/Chicken Korma 179g 4 szt.
  • MH Spaghetti bolognese/Spaghetti Bolognaise 236g 5 szt.
  • MH Łosoś z ziemniakami/Potato and Salmon 183g 6 szt.

Najmniej przypadł mi do gustu Łosoś z ziemniakami – być może dlatego, że wyciągałem go chyba 4 razy “pod rząd”. Ma on jednak tą niezaprzeczalną zaletę, ze jest najbardziej pożywny i ma najwięcej kalorii, a to było kluczową sprawą na wyprawie polarnej,

Jedyne czego nie sprawdziłem na wyprawie to desery Mountain House.  Nadrobiłem to dopiero po powrocie, zjadając deser “mieszanka owocowa “. Hm, teraz już wiem, że na następnych wyprawach będę planował zakupy liofilizatów w proporcjach 50% obiady, 50% desery.

27  marca będę prelegentem na Festiwalu Nauki. Opowiem o swoich doświadczeniach i technologiach wykorzystywanych podczas wypraw.  Nie omieszkam też pokazać jedzenia Mountain House, a  jedzenie przygotują sami odwiedzający. Już się nie mogę doczekać wyrazu ich twarzy….

Jan Witkowski