Od kilku lat wśród polskich wspinaczy rośnie zainteresowanie szczytami Śnieżnej Pantery, czyli pięcioma siedmiotysięcznikami byłego ZSRR. Dzieje się tak pewnie trochę ze względu na coraz większą popularność alpinizmu czy wręcz modę na uprawianie tego sportu, trochę z racji lepszej niż kiedyś sytuacji materialnej polskich miłośników gór i podróżowania, a w dużej mierze zapewne także wskutek otwierania się na turystykę byłych republik wschodnich rubieży ZSRR, co wiąże się z poprawą infrastruktury i z łatwiejszą niż kiedyś logistyką wyprawy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA     OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Od czasu podjętej w 2011r. przez ś. p. Tomka Kowalskiego próby skompletowania całej piątki w ciągu jednego sezonu, zakończonej wejściem na 4 z 5 szczytów w rekordowym czasie 28 dni, coraz częściej słychać też o próbach zrealizowania tzw. „Ekspres Barsa”. To już bardzo poważne przedsięwzięcie, zarówno pod względem sportowym, jak i logistycznym. OLYMPUS DIGITAL CAMERA     OLYMPUS DIGITAL CAMERA Śnieżną Panterę czyli po rosyjsku „Śnieżnego Barsa” tworzą: Pik Lenina (tadżycka nazwa Szczyt Awicenny, 7134 m n.p.m.), leżący w Pamirze na pograniczu kirgisko-tadżyckim i zdobywany przeważnie od strony Kirgistanu, Pik Korżeniewskiej (7105 m n.p.m.) i wciąż bardziej znany pod dawną nazwą Piku Kommunizma, Pik Ismaila Somoni (7495 m n.p.m.), obydwa leżące w tadżyckiej części Pamiru, wreszcie położone w górach Tien Szan Chan Tengri (6995m n.p.m., z pokrywą śnieżną 7010 m n.p.m.) i Pik Pobiedy (7439 m n.p.m.). Spośród tych dwóch ostatnich pierwszy leży na granicy Kirgistanu i Kazachstanu i dostępny jest z każdego z tych dwóch państw, drugi zaś położony jest na granicy kirgisko-chińskiej i poza jednym wyjątkiem wszystkie wejścia na niego dokonane zostały od strony Kirgistanu. Kompletowanie Śnieżnej Pantery zdecydowanie najlepiej zacząć od Piku Lenina. Ten szczyt często też wybierany bywa jako rozpoczęcie przygody z siedmiotysięcznikami. Nie jest on trudny technicznie, a przez fakt, iż do bazy da się w kilka godzin dojechać z kirgiskiego miasta Osz samochodem, wyprawę zrealizować można względnie niedrogo. Z drugiej strony właśnie przez opinię „łatwej góry dla każdego” Pik Lenina przyciąga z roku na rok coraz to większą liczbę turystów, z których wielu nie posiada wystarczających kwalifikacji. Wiele osób przemierza lodowiec w środku dnia zamiast wcześnie rano, w efekcie czego staje się on trudny i niebezpieczny także dla innych. Idąc na szczyt musimy też być przygotowani na sytuacje, gdy w warunkach trudnych dla nas samych staniemy przed dylematem, czy zadbać o własne bezpieczeństwo czy też pomagać komuś, kogo kłopoty nieraz wynikają z jego własnej lekkomyślności czy ignorancji. Ponadto, jak często bywa w przypadku gór łatwych technicznie, masyw Piku Lenina jest rozległy, a co za tym idzie trudny orientacyjnie, zwłaszcza w przypadku załamania pogody. Dlatego dla osób nie będących wytrawnymi alpinistami warto polecić wejście na szczyt z przewodnikiem. OLYMPUS DIGITAL CAMERA Jeśli czujemy się na siłach, aby zmierzyć się z dwoma siedmiotysięcznikami w ciągu jednego sezonu, to po zdobyciu Piku Lenina jako kolejny etap warto wybrać Pik Korżeniewskiej i Pik Somoni. Obydwa atakuje się z jednej bazy, znajdującej się na Polanie Moskwina, osiągalnej w zasadzie tylko helikopterem, startującym z tadżyckiego miasteczka Dżirgital. Właśnie ze względu na konieczność użycia helikoptera wyprawa na te szczyty jest relatywnie droższa. Pierwszy i ostatni rejs wyznacza zarazem początek i koniec sezonu, który zamyka się w dwóch miesiącach: lipcu i sierpniu. Niemal wszyscy wspinacze najpierw wchodzą na Pik Korżeniewskiej. Nie należy jej lekceważyć jako „łatwej góry aklimatyzacyjnej”, gdyż jest na niej sporo miejsc niebezpiecznych czy to ze względu na ekspozycję, ryzyko lawin śnieżnych, kamiennych lub obrywów seraków czy też nawisów śnieżnych, czy na kiepski stan lin poręczowych, rozwieszanych przez miejscowych przewodników. aleksandra_dzik_pik_pobiedy_góra_przeklęta_10m Pik Somoni jest zdecydowanie górą, którą lepiej atakować w stylu alpejskim, wykorzystując aklimatyzację z Piku Korżeniewskiej. Nie trzeba wówczas wielokrotnie przechodzić znajdującego się na początku podejścia odcinka narażonego na lawiny seraków. Szczyt ten jest trudniejszy technicznie od Piku Korżeniewskiej, ma charakter śnieżno-lodowy i jest bardzo rozległy, wymaga zatem także dobrego przygotowania kondycyjnego. Na Pik Somoni zapuszcza się znacznie mniej osób niż na Korżeniewską. W dodatku często zespoły wyczekują na siebie nawzajem, aby samemu nie musieć torować w głębokim śniegu trasy dla wszystkich, stąd wejście przeradza się niekiedy w wyścig z czasem aby zdążyć przed końcem sezonu. A że pogoda na tym szczycie bywa bardzo zmienna, należy liczyć się z tym, że wejście może się nie udać i trzeba będzie powrócić na Pik Somoni w którymś z kolejnych sezonów.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Chan Tengri oraz Pik Pobiedy najlepiej zostawić sobie na koniec ze względu na ostatni z tych dwóch szczytów, najtrudniejszy, a przede wszystkim najniebezpieczniejszy. Natomiast jeśli ktoś planuje tylko wejście na pierwszy z nich, wyprawę zorganizować można wcześniej, po Piku Lenina, w kolejnym sezonie lub nawet, przy odrobinie sprawności logistycznej, w tym samym, wykorzystując posiadaną aklimatyzację. Chan Tengri jest górą relatywnie trudną technicznie. Gdyby nie rozwieszane przez miejscowych przewodników poręczówki, na których stan zresztą warto zawsze zwracać uwagę i zbytnio im nie ufać, wejście miałoby charakter długiej i wymagającej technicznej wspinaczki. Na wierzchołek wiodą dwie drogi klasyczne, jedna z południa, od strony Kirgistanu, druga z północy, nazywana kazachską, choć w istocie biegnie w pobliżu granicy tych państw, oczywiście w żaden sposób nie zaznaczonej i nie strzeżonej. Zdecydowanie bardziej warte polecenia jest wejście od północy. Droga południowa, choć łatwiejsza technicznie, wiedzie przez tzw. „Butelkę”, obszar narażony na lawiny seraków i mający na swym koncie już wiele ofiar. Ponadto idąc drogą północną na leżącą na ok. 5800 m n.p.m. przełęcz, gdzie trasa spotyka się z drogą południową, alpiniści docierają bardziej oswojeni z eksponowanym i stronnym terenem i lepiej zaaklimatyzowani, musieli bowiem przejść przez Ramię Piku Czapajewa liczące sobie ok. 6100 m n.p.m. Powyżej przełęczy droga wiedzie w przeważającej części terenem skalnym, niełatwym i obfitującym w kruszyznę oraz poprzecierane poręczówki. Chan Tengri jest więc górą trudną i zdecydowanie nie powinien być traktowany jako szybki cel aklimatyzacyjny przed wspinaczką na Pobiedę.

aleksandra_dzik_śnieżna_pantera_pięć_siedmiotysięczników_06m

Swój sportowy walor oraz prestiżowy charakter zawdzięcza Śnieżna Pantera właśnie temu ostatniemu szczytowi. Choć trudności technicznych, jak choćby na lodospadzie w dolnych partiach góry czy też na grani szczytowej, na Pobiedzie nie brakuje, to jednak istotniejszym czynnikiem jest pogoda. Szczyt, podobnie zresztą jak Chan Tengri, leży względnie daleko na północy, co wiąże się z niskimi temperaturami, a także silniejszym odczuwaniem wysokości. Oprócz tego, że Tien-Szan cechuje się generalnie gorszymi i mniej stabilnymi warunkami pogodowymi niż Pamir, potężny masyw Pobiedy stanowi naturalny mur, o który uderzają prądy powietrzne, nadciągające z leżącej kilkaset kilometrów dalej po stronie chińskiej pustyni Takla Makan. Fronty zderzają się z tymi od strony kirgiskiej, co wobec braku w pobliżu stacji meteorologicznych czyni pogodę na tej górze całkowicie nieprzewidywalną. Splot tych czynników powoduje, że Pobieda ma w porównaniu z pozostałymi szczytami Śnieżnej Pantery bez porównania mniej udanych wejść, a większość wspinaczy wraca z mniej lub bardziej poważnymi odmrożeniami. Przede wszystkim szczyt słynie jednak ze swojej budzącej grozę statystyki zgonów wśród próbującej ją zdobyć wspinaczy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Charakterystyczna dla Pobiedy bardzo długa grań, biegnąca na wysokości ok. 7000 m n.p.m. i wyżej, nie dająca możliwości ucieczki na żadną ze stron aż do momentu dotarcia na Pobiedę Zachodnią (6918 m n.p.m.) powoduje, że często wspinacze zostają przez wspomniane już gwałtownie załamania pogody uwięzieni na grani, która w warunkach wiatru, opadów i złej widoczności grozi upadkiem z nawisem lub deską śnieżną. Wiele spośród ofiar Piku Pobiedy umiera wskutek choroby wysokościowej, gdyż nie można ich na czas sprowadzić niżej. Zdarzały się nawet przypadki porwania przez wicher namiotów z biwakującymi wewnątrz alpinistami. Dlatego współcześnie raczej rezygnuje się z obozu VI na grani przy tzw. Obelisku, zakładając dojście na szczyt i powrót w jeden dzień z obozu V na Pobiedzie Zachodniej, skąd możliwe jest zejście. Jako kompromis pomiędzy szybkością a bezpieczeństwem na wypadek załamania pogody zdecydowanie warto zabrać ze sobą na atak szczytowy mały namiot i podstawowy sprzęt umożliwiający przetrwanie niepogody. Generalnie wybierając się na ten szczyt trzeba liczyć się z dużym ryzykiem i mieć świadomość, że choć wysokie kwalifikacje alpinistyczne są tu niezbędne i mogą pomóc nam wydostać siebie czy innych z tarapatów, to jednak w dużej mierze ryzyko na Piku Pobiedy ma charakter obiektywny, niezależny od nas.

Aleksandra Dzik Paker Team BluEmu Team