W listopadzie 2008 wziąłem udział w wyjeździe sportowym w rejon Khumbu.
Celem głównym był szczyt Cholatse 6449m. Przelot do Nepalu odbył się bez problemów. Przelot z Kathmandu do Lukli (2800m) małym samolocikiem był pełen wrażeń (lotnisko w Lukli jest położone w głęboko wciętej dolinie), ale też skończył się szczęśliwie.
Lotnisko w Lukli
Cztery dni szliśmy do miejsca Dżongla (4850m), które miało być naszą bazą główną. Trzy dni idzie się głównym szlakiem wiodącym do bazy pod Everestem. Razem z nami szło bardzo dużo turystów. Dopiero ostatniego dnia podejścia zeszliśmy z głównego szlaku i zrobiło się bardziej górsko 🙂 czyli zniknęły tłumy.
Klasyczny himalajski widoczek
Aklimatyzowaliśmy się dość wolno. Na początku pobytu w Dżongli, mieliśmy nocną akcję sprowadzania jednego z uczestników wyjazdu z silnymi objawami choroby wysokościowej. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie, ale kolega musiał zakończyć wyprawę. Ta przygoda wpłynęła na zmianę celu . Postanowiliśmy spróbować wejść na niezdobyty prawdopodobnie przez Polaków szczyt Nirekha 6139m. Wyposażyliśmy bazę wysuniętą , położoną w pieknym miejscu pod ścianami lodowca na wysokości około 5400m.
Atakowaliśmy dwiema dwójkami. Wielkopolanie 🙂 Grzesiek i „Łysy” i ja z Mariuszem. Dzień do zdobywania szczytu dla naszej dwójki był chyba marny. Weszliśmy z Mariuszem tylko na przełęcz Chola Col około 5800m , Grzesiek z „Łysym” byli mocniejsi i szybsi. Weszli na wierzchołek i wieczorem zameldowali się szczęśliwi w bazie. Termin powrotu nie pozwolił nam na powtórne atakowanie wierzchołka. Zwinęliśmy sprzęt i zaczęliśmy powrót do Kathmandu.
Samo bycie i chodzenie po największych górach na Ziemi jest dla mnie przyjemnością samą w sobie.
Zobaczenie innego świata, innej kultury innych ludzi to było piękne doświadczenie.
Jacek Patrzykont