“Smak wędrówek alpejskich nie opuści do końca życia tych, którzy go raz zakosztowali. Nieraz zbudzi ich ze snu dręczącą wyrazistością wspomnienia, nieraz wśliźnie się w rytm codziennych spraw, przeszyje iskrą młodzieńczego porywu, skieruje ku wielkim, nieznanym szlakom.” – W. Żuławski /Przed 1957/
Jesteśmy bez wątpienia pasjonatami gór, a ostatnio zapałaliśmy miłością do gór wysokich. Poznaliśmy się na kursie przewodników organizowanym przez SKG. Wspólne znoszenie niewygód tak nas zbliżyło, że postanowiliśmy związać się liną. Mieliśmy już wcześniejsze doświadczenia wysokogórskie. Byliśmy w Alpach włoskich, szwajcarskich i zdobyliśmy Mont Blanc.
Uczestniczyliśmy w Zimowym Kursie Wysokogórskim organizowanym w Tatrach przez nasz klub. Naszą przygodę zaczęliśmy 13 lipca 2014, lotem do Tbilisi z przesiadką w Rydze. W stolicy Gruzji nie zabawiliśmy zbyt długo, gdyż od razu przemieścimy się drogą lądową pod masyw Elbrusa w Federacji Rosyjskiej.
Akcję górską, zwaną też przez nas „marszem śmieci” (z powodu ciężkich plecaków, upału i butów wysokogórskich na asfalcie) zaczęliśmy z miejscowości Tereskol (2141 m n.p.m.), spokojnie podeszliśmy do Obserwatorium Astronomicznego (3091 m. n.p.m.) po drodze mijając urokliwy wodospad. Zaszczepiliśmy górskiego bakcyla w rosyjskich studentach – astronomach praktykantach w tymże obserwatorium.
Dalej droga wiodła przez „pipant” 105 do nieużywanej Meteo Stacji (3695 m n.p.m.), gdzie niektórzy oddawali się kąpielom w jeziorku polodowcowym. Mniej więcej na tym etapie potrzebowaliśmy dnia restowego, aby aklimatyzacja przebiegała prawidłowo. Jednak po spotkaniu dwójki rosyjskich turystów, którzy powiedzieli nam o niedawnej śmierci osób na lodowcu, który dzielił nas od „drogi normalnej”, postanowiliśmy przejść ten najtrudniejszy odcinek jak najszybciej.
W kolejnych dniach wspinaliśmy się w okolice bazy Pirut (4062 m n.p.m.), gdzie zabawiliśmy dwa dni. Obok Piruta znajduje się baza ratowników, ale myli się ten, kto myśli, że można się od nich czegokolwiek dowiedzieć. Ich praca ogranicza się do jazdy skuterem „taksówką”.
Dalej ruszyliśmy do Skał Pastuchowa na wysokości 4552 m n.p.m, ale rozbiliśmy kolejny namiot nad nimi, na wysokości zbliżonej do Mont Blancka. Zastało nas tam załamanie pogody i przez kilka dni doświadczaliśmy śnieżycy, sauny, co spowodowało ogólne „zbzikowanie”.
Topiliśmy śnieg na wodę, wymyślaliśmy zabawy lodowcowe i słuchaliśmy audiobooka „Gra o tron”, na przemian czytając książkę Piotra Morawskiego. Wybraliśmy się także na wycieczkę w celu przekroczenia magicznej granicy 5000 metrów.
Drugą, niemniej ekscytującą częścią naszej kaukaskiej przygody, było zmierzenie się z jej wspaniałością – górą Kazbek. W tym celu po raz kolejny przekroczyliśmy granicę Federacji Rosyjskiej z powrotem do Gruzji i “marszrutkami” pojechaliśmy do miejscowości Stepantsminda (Kazbegi).
Potrzebowaliśmy tam chwili na regenerację przed podjęciem dalszej wspinaczki. Już na początku trekkingu mijaliśmy okolice przepięknego klasztoru Gergetii Sameba Church. Powyżej, górska ścieżka prowadziła nas koło kapliczki Sabertse na przełęczy Archa (2940 m n.p.m.). Dalej przekroczyliśmy rzekę Sabertse i przedostaliśmy się na drugą stronę jęzora lodowca Gergeti do Meteo Stacji (3670 m n.p.m.).
W kolejnych dniach udaliśmy się na przełęcz i na rozległe plateau, skąd zaplanowaliśmy atak szczytowy na Kazbek (wysokość 5047 m n.p.m). Schodziliśmy tą samą drogą.
Po pomyślnej realizacji strategii wysokogórskiej nie pozostało nam nic innego, jak świętować i próbować gruzińskich specjałów. Zwiedziliśmy wspaniałe gruzińskie zabytki. Wśród nich znalazły się m.in.: Mccheta – pierwsza stolica Gruzji, skalne miasto Upliscyche, Zugdidi, Batumi, Mestia. Udaliśmy się z poznanym Gruzinem – Saszką na treking wokół Uszby do Swanetii. Powrót do kraju zaplanowaliśmy niestandardowo, bo autostopem! Udało się!
Małgosia G, Magda Cz. Magda W, Michał W. Ekipa „M4 Kaukaz”