Nieodłączną częścią organizowania ekspedycji do parków narodowych i innych miejsc oddalonych od cywilizacji jest troska o zabezpieczenie jedzenia. Tu pojawiają się pytania: jak wyjść naprzeciw różnym upodobaniom smakowym zespołu ekspedycyjnego?
Jak dostarczyć niezbędną ilość energii, białka i innych odżywczych składników, by zaspokoić głód i tym samym poprawić nastroje w ekipie? Jakie składniki kupić? gdzie je przechowywać? I najważniejsze – jak ugotować szybko i smacznie by zyskać autorytet szefa kuchni?
Najlepiej byłoby zatrudnić kucharza, który targałby a plecach cały ten smakowity bagaż i przygotowywał dania. W moim przypadku to niemożliwe. Wybrałem inną możliwość.
Jako organizator ekspedycji w dziki teren zdecydowałem się na smaczne i doskonałe rozwiązanie – bez angażowania kolejnej osoby. Wybrałem liofilizowaną żywność ze sklepu turystycznego paker.pl.
„… Przepraszam, co podać: kurczaka i ryżem? gulasz wołowy z ziemniakami? łososia z makaronem? czy spaghetti bolognese?” … zamówienie złożone i po niecałych 10 minutach wszyscy są szczęśliwi!
Nie wspomnę o płatkach owsianych z malinami, które podane z kawą wczesnym rankiem nadają wyjątkowy smak nowemu dniu.
To naprawdę niezapomniane chwile, gdy jedząc pyszne dania można podziwiać krainę lodowców za kołem podbiegunowym lub bezkresny busz pełen dzikich zwierząt w Afryce.
Już dwa razy zaufałem liofilizowanemu szefowi kuchni. 22 opakowania pysznych dań zabrałem do Szwecji na ekspedycję „Na tropie lodowego olbrzyma”, a ostatnio zestaw 50 posiłków na ekspedycję „Szkolne Safari 2019” do Tanzanii w Afryce.
Dzięki temu nie musiałem się martwić o jedzenie dla zespołu i kilka dni mogliśmy bez problemu spędzić w kompletnej dziczy, zbierając edukacyjne materiały.
Opakowania pozbawione powietrza są wyjątkowo małe i lekkie. Wypełniają szczeliny między ubraniami i innymi sprzętami spakowanym w plecaku lub torbie podróżnej. Dzięki temu nie traciłem cennego miejsca i co ważne – nie podnosiłem wagi bagażu, by nie ponosić dodatkowych opłat.
Podczas afrykańskiej ekspedycji byłem też spokojny o zdrowie zespołu ekspedycyjnego. Jedzenie w przydrożnych barach nie zawsze jest bezpieczne przez płukanie warzyw w brudnej wodzie, częsty brak higieny i obecność nieproszonych bakterii.
Jedzenie z niepewnych miejsc może popsuć plany ekspedycyjne, gdy w nieoczekiwanym momencie ktoś dostanie ostrej biegunki.
Samo przygotowanie posiłków jest banalnie proste. Po złożeniu zamówienia i zagotowaniu wody, lub odkręceniu termosu wystarczy otworzyć opakowanie rozdzierając w oznaczonym miejscu, wyciągnąć pochłaniacz tlenu, zalać wrzątkiem do odpowiedniego miejsca i zamknąć na 8 minut specjalnym strunowym zamknięciem.
Jeszcze jeden niesamowity atut. Ilość śmieci wyprodukowanych po zjedzeniu posiłków jest minimalna. Nie zapomnę swojego zdziwienia, gdy po 5 dniach spędzonych w parkach narodowych w Szwecji do kontenera ze śmieciami wyrzuciłem mały worek ze sprasowanymi opakowaniami. Uważam to rozwiązanie za bardzo ekologiczne.
Przygotowanie i jedzenie liofilizowanej żywności było nie lada atrakcją dla masajów, których spotkaliśmy w Tanzanii. Masajowie podzielili się z nami wołowiną pieczoną na ogniu, my zaserwowaliśmy im kurczaka z ryżem.
Pyszna wymiana zakończyła się masajskimi zaśpiewami i słynnymi podskokami.
Nie mogę się doczekać kolejnych ekspedycji. Spróbujemy innych smaków – jest w czym wybierać!