W wyprawowym menu znalazły się zarówno dania mięsne jak i wegetariańskie, pasty i risotta. Wysokoenergetyczne dania główne były bardzo syte i smaczne a podwójne porcje sprawiły, że w ostatecznym rozrachunku „wyprodukowaliśmy” mniej odpadów niż przy spożyciu porcji pojedynczych.
O daniach głównych napisano już niejednokrotnie dlatego nie będę powielał pozytywnej opinii z tymi które można przeczytać w innych testach. Na tej wyprawie, moją szczególną uwagę zwróciły liofilizowane desery oraz śniadania.
„Pudding ryżowy z truskawkami” czy „Deser Custard z jabłkami” to idealny podwieczorek nie tylko dla łasucha. Lekkie i pyszne desery o całkiem wysokiej wartości kalorycznej.
Coś porządnego i ciepłego na ząb, to świetna alternatywa dla batonów czy kisielu. Nie ukrywam że w moim przypadku taki deser to niezawodny poprawiacz humoru, po którym automatycznie wzrastają morale. Doskonale sprawdzał się o każdej porze dnia i nocy, również przed atakiem szczytowym 😉
Na wyprawę zabrałem też po raz pierwszy, z czystej ciekawości danie które kojarzy mi się bardziej z ciepłym łóżkiem niż działaniem ekstremalnym. Przyznaję, nie byłem do końca przekonany czy niesiona tyle kilometrów w plecaku jajecznica spełni moje oczekiwania.
Na test wybrałem pogodny poranek w obozie II. „Jajecznica z szynką i ziemniakami” to bardzo dobra propozycja na śniadanie. Trudno było mi w to uwierzyć, danie smakowało wybornie, znakomita konsystencja i wygląd.
By wędzona szynka była dostatecznie miękka, drugą porcję trzymałem zamkniętą 2 minuty dłużej niż podano w instrukcji przygotowania.
Przetestowane desery i jajecznica pozwoliły mi wyjść poza ramy schematycznego zakupu liofilizowanych dań głównych, jak było do tej pory.
Smakowe doświadczenia wpłynęły na urozmaicenie wyprawowego menu co jest szczególnie ważne podczas czasowych problemów z apetytem w górach wysokich i nie tylko. Gorąco polecam pyszne desery i śniadania Mountain House!
Autor recenzji: Rafał Kuzimski