Wraz z epoką upadania murów i swobodnego posiadania paszportu ciągnęło mnie na coraz dłuższe wyjazdy, większe „zadupia”, wyższe góry. W moim plecaku pojawiały się różnoraki specjalistyczny sprzęt (już nie samoróbki, a markowy). Przy czym ułatwiające wędrówkę gadżety (a to „nietłukące-się” termosy, a to „czekano-kijek”, a to tytanowy „nic-nie-warzący palnik”) tam gościły, za to namiot – był zawsze.

Niestety, oswajanie himalajskiej aury na wysokości 7000-8000m dość dobitnie wybiło mi przesąd, że coś takiego jak namiot idealny w ogóle istnieje. Bo „albo duży, za to ciężki”, „albo konstrukcja na wiatry, za to nie do siedzenia”, a „jak lekki, to drze się w przysłowiowym mgnieniu oka”. Dorosłe życie odbiera dziecięcą wiarę w rozwiązania idealne. Nasiąkamy kompromisem, bo życie jest sztuką wyborów.

Himalaista doskonale wie, że namiot przede wszystkim… ma „być”. Co przy wiatrach rzędu 80-100km/h, nie jest taką „oczywistą oczywistością”. Nie jestem w stanie wyliczyć wszystkich namiotów, jakie od czasów „chińskiej dwójki” przetestowałem. Jak nic parę tuzinów. Za to wszystkie „dedykowane wysokim górom” na pierwszy ogień szły pod sito: „jak znoszą wiatr”. A zaraz potem: „ile ta przyjemność… waży” (Kto nie używa tragarzy, wie, o co kaman).

Życie nauczyło, że powyżej 6, 7 tys.m wygoda, funkcjonalność, nawet szybkość rozkładania – to rzeczy miłe, ale zdecydowanie drugo-, trzeciorzędne.

Waga i wytrzymałość

Gdy chodzi o góry wysokie, od dłuższego czasu flagowym namiotem firmy MSR-a był model Fury. Słynął z niezwykle wytrzymałej (wręcz „pancernej”) konstrukcji. Niestety ceną tej ponadprzeciętnej „mocy” była przede wszystkim waga (4 pałąki dają moc, ale swoje ważą!). Dlatego Fury, choć cieszył się opinią solidności, to właśnie ze względu na ciężar (3,2kg), z rzadka widywało się powyżej poziomu Alp. 
(Teraz w ofercie zimowej MSR oferuje rewolucyjne i udoskonalone namioty w 2018 oraz 2019 roku np. Namiot szturmowy Advance Pro 2, Namioty Wyprawowe Remote 2 lub Remote 3, GuideLine Pro 2 czy namioty ekspedycyjne Stormking & H.U.B. Zobacz kolekcję tutaj – przyp. red.)

W czołówce „namiotów na wysokość” standardem jest około 2 kg. Oszczędność ponad kilograma wagi „tu – na poziomie morza” wydaje się być ekstrawagancją, ale „tam – na poziomie chmur” to ilość gazu+jedzenia pozwalające przeżyć bez mała 2 doby.

Namiot Access w porównaniu do Fury

W “Access” już na pierwszy rzut oka widać ogromne zmiany. Całkowitą wagę namiotu (tu 2 osobowego) wzgl. „Fury” zmniejszono o przeszło 40proc.(!) a zrobiono to przede wszystkim dzięki zupełnie nowemu stelażowi. Inna konstrukcja, inny materiał, a przede wszystkim inna filozofia:

poprzednio („furry”) stawiano na dąb: „co to wiatrom się nie kłania”, teraz (linia „acccess”) zapożyczono filozofię od… bambusa (?): „kłania a i owszem, ale ZAWSZE wstaje”.

Waga stelaża sprawia, że biorąc go pierwszy raz w ręce ma się wrażenie, że to nie metal, a plastyk. Za to rozkładając czuje „gumowatość/plastyczność” materiałów.

Nie powiem, rozkładając go czułem niepokój, jak ta sprawiająca wrażenie nader delikatnej, konstrukcja poradzi sobie z opadami śniegu, a zwłaszcza z wiatrami. Życie pokazało, że nowa filozofia doskonale się sprawdza, a namiot, zachowuje się jak rosyjska zabawka „wańka-wstańka”

Nieoczekiwane bonusy

Jak’em wcześniej pisał, zawodowiec przede wszystkim cieszy się, że namiot „daje radę przy wyjących czterdziestkach”; a on – właściciel, daje radę wytachać go na 6 czy 7 tys.m. Tym większa zdziwienie i radość, że namiot ma „to coś jeszcze”.

Access jest niezwykle wygodny. Przestronna konstrukcja sprawia że – w warunkach wysokogórskich – nominalna „dwójka” spokojnie daje schronienie 3 osobom. Dzieje się tak dzięki:

  • 2 obszernym przedsionkom, z których jeden pełni rolę magazynu na plecaki, a drugi kuchni,
  • pomysłowi, by 2 wejścia umieścić w dwóch dłuższych bokach i to „na skos”.

Te drugie rozwiązanie zyskuje na znaczeniu, gdy trzeba ruszać w nocy (wieki trwające zakładanie butów, raków, pakowanie się itp), zwłaszcza przy niesprzyjających warunkach pogodowych.

Oczywiście przy takim wariancie wejść, rozbijając, należy „pokombinować całością bryły” i ustawić go którymś z węższych boków w kierunku wiatru. Bo jeśli nie będziemy o tym pamiętać, to za większe, wygodniejsze wejście zapłacimy… większą ilością nawianego podczas otwierania śniegu (!).

Kolejnym bonusem Access’a jest „dwu-powłokowość”. Konkurencyjne namioty, przy wadze około 2kg, mają tylko jedną powłokę. Kto spał powyżej 5000m w zdecydowanie minusowych temperaturach, wie czym to skutkuje: girlandy zwisającego szronu, zawilgocone ubrania i śpiwory.

Dlaczego? Cała „uciekająca z nas” woda (efekt wysokości) gromadzi się w namiocie. Niezależnie od pogody na zewnątrz, my w środku, z dnia na dzień coraz bardziej „podmakamy”. Rozwiązanie: podział na wewnętrzną, przepuszczalną dla wilgoci absydę i zewnętrzny tropik, jest stare niczym „chińska dwójka”, ale idzie za tym dodatkowa waga(!).

Access 2 mając niższą od konkurencji wagę, nie pozbywa się komfortu posiadania 2 powłok. Więc jeśli tylko dobrze go rozbijemy, ponaciągamy(!) wilgoć i szron gromadzi się na tropiku, a my dotykamy względnie suchej absydy.

Wersje „na szybko/ultralekko”

Królująca w epoce „po chińskiej dwójce”, standardowa konstrukcja namiotu typu „iglo”, sprawia, że każdy element „z osobna nie pracuje”. Jak tracę którykolwiek – jest bieda. Widać to szczególnie przy „tropiku”, który w innych namiotach „osobno” ma wartość co najwyżej płachty materiału (do zawinięcia się?).

Konstrukcja Access’u pozwala na „autonomiczne” rozbijanie bądź samej absydy, bądź samego tropiku. Zatem gdy pogoda jest ok, a wiat znikomy można oszczędzać na czasie rozstawiania i wadze; albo gdy coś ulegnie zniszczeniu (zgubieniu ?) można uskuteczniać takie właśnie wariacje.

Gadżety

a) oryginalny msr’owy wór

Od pewnego czasu MSR ma swój patent na transportowy wór. Kto ma wrażenie, że wór jest za duży niech poczeka, aż przyjdzie mu składać zalodzony tropik – zwłaszcza w pośpiechu. Dopiero wtedy widać wszystkie zalety tego patentu: wystarczy włoży namiot, jak leci bez żadnego składania, przykryć obszerną klapą i zaciągnąć. Trwa to dosłownie chwile (doceni zwłaszcza ten, kto na silnym wietrze próbując „rolowania i wciskania” zastanawiał się „ki czort tak spuchło ?!” ).

Ten „wielgaśny” wór daje lepszą wentylację podczas transportu (suszenie!), a mokrawy namiot niczego nie zabrudza. Dzięki konstrukcji i materiałom, wór waży naprawdę niewiele.

Jest też niekoniecznie zamierzony przez twórców efekt: wór wielokroć zwiększał objętość mego plecaka, bo przy suchym i zrolowanym namiocie można umieścić w nim sporo dodatkowego sprzętu, a system mocowania: ściągający sznur, (długie!) taśmy+klary pozwala szybko i pewnie przytroczyć go w dowolnym miejscu plecaka.

b) odciągi i śledzie

To że mają być jak najlżejsze – to już standard. Ale tu dodatkowo cieszy dbałość o szczegóły:
oryginalny kształt śledzi (lepsze osadzanie i trzymanie w śniegu),
ich „oczoje..ny”kolor (ko nie szukał w śniegu zwykłych srebrnych ten nie wie)
równie „oczoj..e”, a w dodatku fluorescencyjne linki (kto nie zaplątał się przy nocnej wędrówce do toalety 🙂

Jedynym mankamentem namiotu wydaje się być bardzo delikatna podłoga. W zasadzie tylko warunki śnieżne jej nie nadużywają. Mając czy to lód, czy skałę (nawet przysłowiowe igliwie w lesie) warto zaopatrzyć się w podłogę dodatkową. Firma MSR do większości namiotów taką właśnie (łatwo/szybko doczepianą) oferuje.

Jacek Teler,
Gasherbrum II