Zapraszamy do obejrzenia całego filmu (tekst poniżej jest jedynie wybranymi fragmentami).
Krzysztof Wielicki (pierwsze wejście na Everest zimą i zdobywca Korony Himalajów):
Jest rok 1991. Jesteśmy pod południową ścianą Annapurny… Wanda Rutkiewicz jest wtedy z nami, Rysiek Pawłowski… trudną drogą wtedy się wspinaliśmy… drogą Boningtona… To było już trzecie powtórzenie drogi. No i jesteśmy już w obozie drugim. Mamy dwa namioty: w jednym namiocie Rysiek Pawłowski, w drugim namiocie ja. Tak siedzimy. Gadamy. Słońce ładnie opierało się… – mówi z rozmarzonym głosem. – Ale przychodzi wieczór i nie wiem, czy to ja, czy Rysiek, któryś z nas rzucił: „Słuchaj po co będziemy spać w dwóch namiotach? Może śpijmy w jednym? Będzie raźniej i cieplej…”. No to ja od razu powiedziałem : „Dobra to idę do Ciebie!”. Wziąłem tylko materac i śpiwór i … do Rysia. W nocy zaczęło wiać… Jakoś tak nie zauważyłem, bo zasnęliśmy. Nad ranem już tak chodziło mi po głowie, że coś jest nie tak. Wychyliłem się wcześnie o piątej, czy szóstej rano. Patrzę, a tam nie ma namiotu. Nie ma niczego! Reaktor „poszedł się bujać”. Mój sprzęt, uprząż, raki, buty… wszystko „poszło się bujać”. Zostałem w kalesonach u Rysia w namiocie.
Tylko jak tu teraz, ani zejść, ani wejść. Oczywiście połączyliśmy się z bazą. Rysiek zszedł, a ja tam dwa dni czekałem na sprzęt, jak… No, wstyd trochę, prawda? Wielicki w gaciach na 6 500 m. n. p.m. stracił sprzęt… – i dodaje po chwili. – To znaczy, że nie wystarczy sprzęt mieć, trzeba jeszcze wiedzieć, jak go zabezpieczyć.
No, cóż człowiek całe życie się uczy. Już teraz wiem, że nie można się oddalać za daleko od swojego sprzętu. Sprzęt trzeba mieć zawsze przy sobie. Trochę wstyd, bo byłem kierownikiem tej wyprawy, także nie dałem dobrego przykładu uczestnikom. Ale myślę, że mi to wybaczyli… – uśmiech.
Nieprawdopodobny postęp
Leszek Cichy (pierwsze wejście na Everest zimą i zdobywca Korony Ziemi): Zaczynałem się wspinać na początku lat 70’tych, czyli mój pierwszy wyjazd w Tatry to był rok 69’ty. Od tego czasu mogłem zaobserwować, jak zmieniał się sprzęt i muszę przyznać, że postęp jest nieprawdopodobny!
Krzysztof Wielicki: Pamiętam, jak w 1980 roku wchodziliśmy na Mount Everest zimą, to byliśmy ubrani jak ubogie dzieci. Mieliśmy: kurtki ortalionowe, spodnie wełniane, czapki, szaliczki… Mamusia dała szaliczek, żeby się synuś nie przeziębił – kontynuuje wyliczanie – …okulary spawalnicze, buty… buty tragiczne mieliśmy, gdzieś w Krośnie wykonane. Nie mam nic przeciwko temu, że taka była akcja, żeby to polskie buty były, ale one się też nie sprawdziły.
Leszek Cichy: Te buty nazywały się „Zawrat” – uzupełnia. – One były nieprawdopodobnie ciężkie, nieprawdopodobnie… Jeżeli do tego dochodził jeszcze rak, a każdy rak stalowy miał prawie kilogram, jeden i drugi, to podniesienie takiego buta z rakiem były naprawdę sztuką… i to szybko męczyło – bierze do ręki sweter z napisem K2 i ze wzruszeniem opowiada. – Pamiętam, jak w czasie pierwszej polskiej wyprawy na K2 kierowanej przez Janusza Kurczabę rok 76’ty, mieliśmy możliwość zrobienia nowej drogi… To moja małżonka zrobiła na drutach, specjalnie dla mnie sweter z napisem „K2”, który był obiektem zazdrości moich kolegów. Do dziś wygląda świetnie i spokojnie można by go nosić – dodaje przyglądając mu się bacznie.
Losowanie, by kupić sprzęt
Krzysztof Skrocki (Prezes Zarządu firmy Paker, Przewodnik Beskidzki i Górski SKG): Wcale nie było łatwo kupić raki. To, że ja je miałem, zawdzięczam temu, że przywiózł mi je kolega ze Związku Radzieckiego. Pamiętam ogromną czołówkę „Zoom”, która była szczytem marzeń wszystkich moich znajomych. Była legendą. I kiedy zaprzestano jej produkcji nie bardzo rozumieliśmy dlaczego? Co może być lepszego? Teraz wiem, że da się zrobić coś i lżejszego, i mocniejszego, i w dodatku eko, jak choćby czołówkę 750 Biolite. Sprzęt się ciągle zmienia. Trzydzieści lat temu o Goretex nikt nie słyszał. Szczytem marzeń był prosty ortalionowy anorak, który zastępował ciężkie pałatki. Pamiętam miałem taką lotniczą pałatkę, ciężką, dużą, ale nieprzemakalną. W pewnym momencie w klubie dostaliśmy informację, że jest możliwość zakupienia pewnej partii anoraków ortalionowych. Niestety anoraków było mniej niż osób zainteresowanych, dlatego odbyło się losowanie. Mi się na szczęście udało taki anorak wylosować. – dodaje z zadowoleniem. – Często szczytem marzeń dla osób, które spały pod namiotem były śpiwory anilinowe. Potem zaczęły pojawiać się śpiwory puchowe, ale nie było takiej sytuacji, że mogę sobie pójść do sklepu i wybrać jakiś model. Chcąc mieć taki śpiwór, najlepiej było uszyć sobie samemu albo mieć kogoś, kto się zna i taki śpiwór potrafił zrobić. W SKBP Warszawa był kolega, który szył śpiwory. Udało mi się u niego śpiwór zamówić. Muszę przyznać, że do dzisiaj ten śpiwór pełni swoją funkcję. Cały czas jest ciepły, ale jego rozmiary i materiały z którego był szyty, są już troszkę odmienne od tego, co spotykamy teraz. Współczesne śpiwory są dużo mniejsze i lżejsze.
Leszek Cichy: Zmiany nastąpiły także w materiałach. Już absolutnie nie używamy bawełny, w zasadzie nie używa się wełny. Natomiast mamy całkiem nowe materiały, które pozwalają usuwać wilgoć na zewnątrz. Nowością były też polary. No i Goretex. Muszę przyznać, że tego na zimowym Evereście jeszcze nie mieliśmy…
Krzysztof Skrocki: Kiedy kończyłem kurs przewodnicki, nie było jeszcze polarów przewodnickich, były tylko przewodnickie sweterki. Ale już po kilku latach, kiedy założyliśmy Pakera, mogliśmy zaproponować i przygotować pierwszą serię polarów przewodnickich dla naszego klubu – dodaje pokazując polar z dumą.
Współczesne hity
Rafał Król (explorer i tester sprzętu, wykładowca, expeditions.pl): Filtr Guardian MSR cały czas jest według mnie najbardziej udaną konstrukcją na świecie. Każdy żołnierz na misji: polski, amerykańskim, rosyjski, niemiecki… kupuje taki filtr. Dlaczego? Dlatego, że jest to gwarancja tego, że on się nie odwodni, nie pochoruje… Można przez niego przefiltrować dwa tysiące litrów wody. Jeden taki film wystarcza na 500 dni, czyli prawie dwa lata dla jednej osoby. Filtr pozwala pompować wodę z rzeki i z błota, z kałuży i ta woda będzie w pełni bezpieczna. Co jeszcze? Nie ma już mowy o noszeniu ciężkich konserw. Wystarczy zabrać ze sobą liofa! To jest danie obiadowe, które waży tylko 118 gram firmy Summit to Eat. Dobrze zbilansowane. Smaczne. Zalewamy je wrzątkiem i po ośmiu minutach jest gotowe – miesza przygotowanego liofa i próbuje dodając – Pycha!
Kolejnym produktem wszech czasów jest dla mnie kuchenka XGK EX marki MSR. Jest to cały czas od 35 lat najbardziej niezawodny, najlepiej działający palnik ekspedycyjny na świecie. Możemy jechać do dowolnego kraju, z dowolnie złym paliwem i ten palnik będzie działał. Przy -30C, -40C, na dużych wysokościach, gdy jest problem z paleniem gazem z butli, natomiast przy tego typu palnikach nie ma problemu.
Kolejną grupą produktów niezwykłych są materace firmy Thermarest. Ten który mam w ręku nazywa się Neoair XTherm jest lekki, ale dużo lżejszy jest Uberlite. Ma on 6 centymetrów grubości po napompowaniu, 250g i uwaga – miękkość wodnego łóżka. Neoair Xtherm waży 430 gram, a po napompowaniu ma prawie 7 centymetrów komfortu. Ten materac to było dla mnie odkrycie. Wszyscy, którzy mają problemy z kręgosłupem, nagle mogli pojechać ze mną na biwak, bo mogli spać na boku. I było im wygodnie.
Jeżeli jeździcie na biwaki samochodem, ciężarówką, autobusem możecie mieć namiot, który waży nawet 50 kilo. Natomiast, jeżeli zamierzacie nosić namiot w plecaku, wędrować, biwakować to namiot powinien być lekki i mały po zapakowaniu. Czasami jest lekki, ale nie jest mały po zapakowaniu. To jest dwuosobowy namiot, który waży niespełna 2 kilo, zapewnia nam bezpieczeństwo i doskonały przepływ powietrza.
Krzysztof Wielicki: Sprzęt może również poprawić nie tylko komfort, ale i bezpieczeństwo. Im sprzęt jest lżejszy, tym mniej niesiemy i jest bezpieczniej. Pamiętam ciężkie materace, które nosiliśmy, potem przyszły przyszły Thermarest’y – pompowane, lekkie materace. Potem kwestia maszynek – ja pamiętam, jak na Juwlach niemieckich gotowaliśmy, to czasem te Juwle wybuchały, bo to były benzynowe… – uśmiecha się do siebie i dodaje – Juwle miały różne takie dziwne przypadki.
Jak przygotować się do wyjazdu w góry?
Krzysztof Wielicki: Jadąc w góry to trzeba przede wszystkim ze sobą zabrać wiedzę tzn. dobrze się przygotować do wyjazdu. Pomyśleć o tym, najgorszym przypadku, który się może wydarzyć, bo często ludzie wyjeżdżają w góry i nie myślą o tym, nie biorą pod uwagę najgorszego przypadku, a tu właśnie trzeba wziąć ze sobą wiedzę na temat sytuacji, jaka może zaistnieć w najgorszym przypadku.
Trzeba wziąć oczywiście odpowiednią odzież – być przygotowanym na wszystkie warunki, które często w górach się zmieniają. Trzeba mieć ze sobą termos z herbatą, dobrze jest mieć maszynkę ze sobą, dobrze jest mieć karimatę, dobrze jest mieć płachtę NRC, która w trudnej sytuacji może ratować… No i w dzisiejszych czasach konieczny jest telefon z naładowanymi bateriami – i dodaje. – Można sobie zadać pytanie: jeśli mam możliwość użycia dobrego sprzętu, to trzeba go użyć, trzeba go kupić i trzeba go mieć. Ale sprzęt to nie wszystko! Na wyprawę trzeba wziąć przede wszystkim GŁOWĘ, bo jak ktoś idzie w góry bez głowy, to się źle kończy.