Nie ma nic cenniejszego niż komfortowo przespana noc po ciężkim dniu wędrowania przez dzikie krainy parków narodowych. Renegację zapewniało mi spanie w puchowym śpiworze Thermarest Questar HD.
W nim naprawdę czulem się jak we własnym łóżku. Podczas jesiennej wyprawy do Laponii za koło podbiegunowe, gdy nocami temperatura spadała do 3-4 stopni spałem ubrany jedynie w termo aktywną bieliznę z długim rękawem, skarpety i czapkę.
Nie widziałbym żadnej wyjątkowości tego śpiwora gdybym spał sam. Obok mnie w swoim śpiworze spał gościnnie kilka nocy kompan ekspedycji. Miał na sobie dwie pary spodni, dwie kurtki, czapkę, kaptur na głowie, rękawiczki i dwie pary skarpet. Mimo to – trząsł się z zimna.
Wtedy dopiero zauważyłem i doceniłem wartość puchowego śpiwora wypełnionego kaczym puchem, wzmocnionego technologią TermaCapture, ściąganym na sznurek kapturem, dodatkową kieszenią w dolnej części wypełnioną puchem grzejącą stopy.
Śpiąc w domu mam tendencję do częstego obracania się we śnie. Lubię to! W górnej części śpiwór jest dość szeroki co umożliwia komfortową zmianę pozycji. Z dziką namiętnością obracałem się z boku na bok! Taka nocna aktywność z pewnością nie jest uciążliwa dla sąsiada i jest niczym w porównaniu z jego chrapaniem 😊
Zielony kolor śpiwora odpowiada moim przyrodniczym fascynacjom, dlatego wtulony w zieleń uwielbiam w nim zasypać.
Bardzo ważnym parametrem jest lekkość śpiwora i jego wielkość po zwinięciu. Dzięki pokrowcowi transportowemu z paskami do kompresji mogłem zmniejszać jego objętość do minimum i chować do plecaka, lub razem z matą samopompującą umieszczać go z boku w wodoodpornym worku.
Komfort nocnego odpoczynku wzmacniał także czterosezonowy, samopompujący materac trekkingowy Thermarest Trail Pro – co ważne – trudny do przebicia.
Doceniłem jego znaczenie podczas nocy spędzonej w obozie rozłożonym na kamienistym podłożu i w obozie przy rzece, gdzie królowała wilgotna glina. Pięciocentymetrowa warstwa maty samopompującej zapewniała mi izolację od zimnego podłoża.
Po ciężkim dniu pracy w dzikim terenie, a także po wieczornych zapiskach w dzienniku z kolejnego dnia spędzonego w parku narodowym otulenie się puchową zielenią zaliczam do jednych z najmilszych chwil podczas trwania każdej ekspedycji.